Mariusz Wach: Gdyby nie Marta nadal bym pił

2016-05-11 9:40

W pewnym momencie była dla mnie jedyną motywacją do boksowania. Gdyby nie Marta, nadal bym się szwendał po mieście - tak o swojej partnerce mówi "Super Expressowi" Mariusz Wach (37 l., 31-2, 17 k.o.), który w sobotę w Kędzierzynie-Koźlu zmierzy się z Brazylijczykiem Marcelo Luizem Nascimento (35 l., 19-12, 17 k.o.). "Wiking" opowiedział nam też o zamieszaniu dopingowym po walce z Powietkinem, szansach na mistrzostwo świata i o... krótszym palcu prawej stopy.

"Super Express": - Po ostatniej walce przeszedłeś operację stopy. Wszystko w porządku ze zdrowiem?

Mariusz Wach: - Tak. Problemy z nogą, a konkretnie z palcem prawej stopy ciągną się za mną od trzech lat. Złamałem go z przemieszczeniem, na początku w ogóle tego nie czułem. Później stopa była ciągle spuchnięta, a w pewnym momencie nie mogłem już nawet stać. Jedyną "pamiątką" z operacji jest... krótszy palec.

- Krótszy palec?!

- Tak, bo wdała się tam martwica i cały czas robił się stan zapalny. Lekarze musieli oczyścić staw, a przez to palec jest krótszy.

- Po walce z Powietkinem zostałeś oskarżony o doping?

- W ogóle się tym nie denerwowałem, to była nagonka na moją osobę. Do tej pory nie otrzymałem żadnego pisma od Rosjan. Co ciekawe, jakieś papierki dostawali polscy dziennikarze i promotorzy niezwiązani ze mną, a później życzliwie wysyłali to do WBC i do wydziału boksu zawodowego PZB.

- WBC nie uznała wyników badań prowadzonych przez Rosjan. Gdyby uznała, to byłaby to recydywa (Wach został przyłapany na dopingu w 2012 roku po walce z Władimirem Kliczką - red.).

- Zostałbym wtedy dożywotnio zawieszony. Przecież w WBC nie pracują idioci i za recydywę już nigdy nie mógłbym boksować.

- Podobno w trudnych czasach bardzo wspierała cię partnerka Marta?

- Robi wszystko, abym mógł się w stu procentach skupić na pojedynku. Stoi z boku, stara się nie przeszkadzać, choć była kiedyś dla mnie... jedynym trenerem.

- Trenerem?

- Tak, miałem taki okres w karierze, że po kolejnej operacji straciłem motywację i nadzieję na powrót do boksu. Byłem wtedy pod skrzydłami Andrzeja Gmitruka, który widział moje problemy i nie poświęcał mi tyle uwagi, ile powinien. Musiałem się imać różnych prac, np. stawałem na bramkach w dyskotekach. To, że wróciłem do boksu, to zasługa Marty, która wyganiała mnie na treningi i ze stoperem w ręku je nadzorowała.

- Gdyby nie Marta, to...

- ...pewnie nadal szwendałbym się po mieście i pił. Jesteśmy razem 13 lat, mamy wspaniałego synka, 6-letniego Oliwierka i jesteśmy naprawdę szczęśliwi.

- Wierzysz jeszcze, że powalczysz o mistrzostwo świata?

- Jestem o tym święcie przekonany! Nie jestem rozbity ani wyboksowany i stać mnie na parę lat walk w ringu na najwyższym poziomie. Na pewno dam jeszcze kilka świetnych walk.

Najnowsze