ANDRZEJ KOSTYRA VIDEOBLOG o boksie: 12 milionów Andrzeja Gołoty

2017-06-26 16:34

Powrót Andrzeja Gołoty do Polski i walka z Timem Witherspoonem w hali Ludowej we Wrocławiu 2 października 1998 roku. To było wielkie wydarzenie w historii polskiego boksu. Prawie 12 milionów ludzi oglądało ten pojedynek w Polsacie. Do dziś to jeden z rekordów oglądalności widowisk sportowych - pisze w kolejnym odcinku swojego bloga Andrzej Kostyra, szef działu sportowego "Super Expressu".

Ludzie byli stęsknieni za Gołotą, chociaż z 6 ostatnich walk, aż 3 przegrał (2 razy z Bowe i raz z Lewisem). Działała też magia Straszliwego Tima, byłego dwukrotnego mistrza świata, któremu stukało już 41 lat, ale wciąż znakomicie się prezentował (także jako showman). - Kto jest najlepszym obecnie bokserem świata w wadze ciężkiej? - zapytał Witherspoona jeden z dziennikarzy na konferencji prasowej. - Właśnie zadałeś mu pytanie – odpowiedział Amerykanin.


Fot. East News

Wszystko musiało być wtedy na najwyższym poziomie, zaczynając od konferansjera walki. W Ameryce zajmowali się tym wyspecjalizowani spikerzy, najsławniejszy z nich to Michael Buffer, który za każdy występ życzył sobie wtedy po 5000 dolarów. W Polsce nie było jeszcze wtedy takiej specjalizacji. Organizatorzy rozważali kilka kandydatur, między innymi Briana Scotta, Zygmunta Chajzera i... porucznika Halskiego, czyli Marka Kondrata. Porucznik Halski okazał się jednak za drogi i ostatecznie w roli spikera wystąpił tańszy z filmowych gwiazdorów (i przystojniejszy) Paweł Deląg, znany z filmu „Młode Wilki”. Skasował 3000 dolarów, niewiele mniej niż Buffer. Spodziewając się wielkiego zainteresowania kibiców i olbrzymiego popytu na bilety, organizatorzy dla ochrony przed fałszerzami wprowadzili różne zabezpieczenia, między innymi znak wodny, wtopiony pasek i fosforyzujące napisy.


Fot. Super Express

Pamiętam, że na widowni w pierwszym rzędzie, tuż przy ringu siedziała mafijna wierchuszka, między innymi Pershing i Masa, dziś najsłynniejszy świadek koronny, a wówczas bardziej znany jako właściciel największej dyskoteki w Warszawie. Obaj mieli miejsca po 1000 złotych. Niedaleko siedzieli politycy. Pierwsze skrzypce grał wśród nich wtedy Władysław Frasyniuk. Donald Tusk i Grzegorz Schetyna byli wtedy tylko parlamentarzystami Unii Wolności. Na miejscach po 1000 złotych dostrzegłem wtedy też byłego ministra przekształceń własnościowych Wiesława Kaczmarka, aktualnego wówczas ministra sportu Jacka Dębskiego i rzecznika prasowego AWS Piotra Żaka. Mignęli mi też przed oczami Zbigniew Boniek, Tomasz Gollob (był z żoną Brygidą) i trener piłkarskiej reprezentacji Polski Janusz Wójcik.


Fot. East News

Gołota przed walką mówił jak zwykle niewiele, ale nadrabiał to Witherspoon, który mówił za dwóch i żartował, że po walce z Gołotą nie będzie mógł mieć więcej dzieci, bo Andrzej lubi walić poniżej pasa, a on, jak każdy normalny facetem ma swoje czułe miejsce.

Ale nie było żadnych ekscesów, walenia po jajach. Nie było też nokdaunów ani dramatów. Tim bił straszliwymi cepami, ale rzadko trafiał. Gołota boksował głównie lewymi prostymi, w 20 sekundzie drugiej rundy lekko wstrząsnął Amerykanina ciosem lewą ręką. W 3 i 4 starciu obaj wdali się w wymianę po gongu, było widać, że Witherspoon był sfrustrowany. W 7 rundzie Witherspoon wyprowadził najbardziej niebezpieczny cios, prawy zamachowy, ale na szczęście ześliznął się po szczęce Andrzeja. W końcówce Gołota zrewanżował mu się dwoma zamachowymi.


Fot. East News

Sędziowie nie mieli wątpliwości, punktowali wysoko dla Gołoty: 99-91, 100-91 i 98-93. „Dziękujemy, dziękujemy” oraz „Sto lat” żegnało Gołotę.

- Murzyn miał strasznie twardą głowę, bolą mnie obie ręce” - mówił mi po walce Gołota, co chwilę ocierając krwawiący nos. Podejrzenia, że doznał złamania nosa okazały się prawdziwe. - W szpitalu lekarze nastawili Andrzejowi złamany nos i założyli szwy na lewym łuku brwiowym – powiedział mi potem Ziggy Rozalski.

Witherspoon za walkę zarobił 200 tysięcy dolarów, cztery razy więcej niż za zwycięską walkę z Tonym Tubbsem o mistrzostwo świata w 1986 roku. Nic więc dziwnego, że wychwalał pod niebiosa Ziggy'ego Rozalskiego, że to wybitny promotor i uczciwy człowiek. Gołota też nieźle zarobił – aż pół miliona zielonych, z czego 300 tys od głównych sponsorów gali, czyli Polsatu i browaru Piast.

Dopiero po latach dowiedziałem się że był taki moment, że gala była zagrożona. Zbuntowali się bowiem "żołnierze" mafii i zagrozili, że doprowadzą do awarii oświetlenia w hali. Ale dostali 100 tysięcy dolarów na zabawę i na groźbach się skończyło.

Najnowsze