Bramka, piłka nożna

i

Autor: Internet Bramka, piłka nożna

Tak chińska mafia ustawia mecze na całym świecie

2017-07-12 19:44

Chińczycy coraz chętniej inwestują w piłkę nożną, także tę europejską. Ale niestety nie każda z takich transakcji kupna klubu wiąże się z miłością do futbolu, a do... pieniędzy. I oczywiście nielegalną działalnością. Chińska mafia specjalizuje się w ustawianiu meczów, dzięki którym może zarabiać ogromne pieniądze. A problem ten dotyka coraz więcej lig z całego świata.

W najnowszym numerze tygodnika "Polityka" możemy znaleźć szokujący artykuł autorstwa Macieja Okraszewskiego, który dotyczy zataczającej coraz szersze kręgi działalności chińskiej mafii. Okazuje się bowiem, że doskonałym źródłem zarobku stały się mecze piłkarskie. A konkretnie obstawianie ich wyników. Nie chodzi jednak oczywiście o pojedyncze zakłady polegające na wskazaniu zwycięzcy danego spotkania, a te nieco bardziej skomplikowane, z których zainkasować można prawdziwe miliony.

Chińczycy nie interesują się jednak meczami Premier League, La Liga czy Bundesligi. To byłoby zbyt ryzykowne, bo spotkania tych rozgrywek śledzi zbyt wielu obserwatorów i są one na przysłowiowym świeczniku. Obstawiają więc spotkania dalszych lig w Portugalii czy Rumunii, którymi poza lokalnymi kibicami nie interesuje się wiele osób. A idealnym przykładem korupcyjnej działalności i ustawiania spotkań było jedno ze starć drugiej ligi w Irlandii, w którym brał udział najstarszy zespół w tym kraju - Athlone. W końcówce ubiegłego sezonu przegrał on mecz, w którym łotewski bramkarz tej drużyny Igor Labuts w zawstydzający sposób puścił trzy gole. Jego zachowanie okazało się podejrzane dopiero wtedy, gdy w zakładach bukmacherskich w Azji (m.in. Malezja czy Filipiny) zanotowano nagły wzrost zakładów dotyczących tego spotkania. Gracze obstawiali, że do przerwy padną dwa gole, a w całym meczu w sumie cztery. Tak właśnie się stało, a bukmacherzy musieli wypłacić łącznie równowartość 2,5 mln złotych. Sprawą zajęli się śledczy, a ich zdaniem za całym przekrętem stała chińska mafia.

Na dodatek okazało się, że Igor Labuts już wcześniej podejrzany był o branie udziału w skandalach korupcyjnych i ustawianiu meczów. Grał m.in. w drugoligowym zespole z Portugalii Atletico CP, który - podobnie jak Athlone - należy do chińskiej grupy kapitałowej na czele z Erikiem Mao. Jest biznesmenem, ale jego działalność trudno nazwać legalną. Mechanizm jest bowiem zawsze taki sam: Mao wraz ze swoimi współpracownikami wyszukują kluby z niższych lig, które mają problemy finansowe. Wykupują je, wspierają pieniędzmi, sprowadzają nowych piłkarzy, trenerów czy działaczy. Są to jednak ludzie zaufani, a jednocześnie ich nazwiska przewijają się wśród osób podejrzanych o ustawianie meczów. Obecnie szacuje się, że grupa Mao zaangażowała się finansowo w około dwudziestu klubach w całej Europie.

Nietrudno się domyślić, jak sytuacja wygląda dalej. Oszuści wybierają zakłady, na które są dość niskie kursy, czyli oznaczające małe prawdopodobieństwo zaistnienia danego czynnika. Stawiają na to duże pieniądze, a następnie instruują "swoich" ludzi w konkretnych klubach, które biorą udział w danych spotkaniach. W przypadku wspomnianego meczu Athlone chińska grupa miała zarobić więcej, niż zainwestowała w zakup klubu.

Paryska Sorbona oraz Międzynarodowe Centrum Bezpieczeństwa Sportu opublikowały wspólny raport, w którym stwierdzają, że rocznie oszuści zarabiają ok stuczterdziestu MILIARDÓW dolarów na ustawianiu meczów. Z kolei Sportradar ocenia, że takich oszukanych spotkań jest w samej tylko Europie aż trzysta rocznie. Problem z karaniem podejrzanych polega na tym, że trzeba ich przyłapać na gorącym uczynku, co nie zawsze jest możliwe. Od początku dekady w ligach na Starym Kontynencie tylko czternaście przypadków ustawionych spotkań zakończyło się prawomocnymi wyrokami. Oby jednak ta tendencja się zmieniła...

Więcej w artykule "Gra w chińczyka" autorstwa Macieja Okraszewskiego w najnowszym numerze tygodnika "Polityka".

Najnowsze