Lukas Podolski: Puchar Świata jest również dla Polski

2014-07-17 19:30

- Dziesięć lat czekałem na taki sukces. W życiu prywatnym najszczęśliwszym momentem były dla mnie narodziny syna, a w zawodowym zdobycie mistrzostwa świata. Nie da się słowami wyrazić tego, co człowiek wtedy czuje - powiedział nam Lukas Podolski (29 l.), który wciąż świętuje wygranie mundialu.

"Super Express": - Spałeś choć trochę po finale? Bo świat wciąż obiegają zdjęcia jak świętujecie...

Lukas Podolski: - Trochę spaliśmy, choć rzeczywiście dużo się dzieje (śmiech). Najpierw świętowanie na murawie Maracany, potem impreza w hotelu, krótki odpoczynek i dwunastogodzinny lot do Niemiec. W Berlinie spotkanie z setkami tysięcy kibiców, a wczoraj wieczorem miałem jeszcze wizytę u burmistrza Kolonii.

- Nie pijesz alkoholu, ale nawet przy takiej okazji się powstrzymałeś?

- Oczywiście, że tak. Dlaczego mam pić coś, co mi nie smakuje? Bo zdobyłem mistrzostwo świata? To byłoby bez sensu. Są koktajle i drinki bezalkoholowe, jest cola. To mi wystarczyło.

Zobacz: Afera "Gauchogate". Reprezentanci Niemiec oskarżeni o rasizm! [WIDEO]

- Sukces świętowaliście w towarzystwie dwóch słynnych, ale bardzo różnych kobiet.

- To prawda. Kanclerz Angela Merkel i piosenkarka Rihanna to dwa różne światy. Pierwsza rządzi światem polityki, druga - muzyki. To ja zaprosiłem panią kanclerz na finał (śmiech). Była na naszym pierwszym meczu i powiedziałem jej, żeby wpadła też na ostatni mecz, bo na pewno zagramy. A Rihanna pojawiła się w naszym hotelu, więc zaprosiliśmy ją na imprezę. Poznałem ją wcześniej, na koncercie w Kolonii.

- Na zdjęciach widać było jak całujecie piosenkarkę ze Schweinsteingerem. Żona nie była zazdrosna?

- Nie, przecież to było dla żartu. Żona wie, że dla mnie rodzina jest najważniejsza. Nie zamieniłbym na nic momentu gdy z synem Louisem podniosłem Puchar Świata. To dla niego to trofeum. Pół roku temu wytatuowałem jego podobiznę na piersi, tak, żeby zawsze był przy mnie. A rozszerzając dedykację, nie zapominam o mojej żonie, rodzicach, o mojej siostrze. Myślę o tacie, który lata temu wyjechał z nami z Polski, a teraz ma syna mistrza świata. To dla mnie wyjątkowe, ile osób w Polsce czy w Niemczech, czyli dwóch krajach, z którymi jestem związany, może o sobie powiedzieć, że jest mistrzami świata w piłkę nożną? Pewnie niewiele ponad 60 osób.

- Który mecz był dla was najtrudniejszy w Brazylii? Tylko proszę cię, nie odpowiadaj, że każdy...

- Dziś nikt niczego nie odda ci za darmo, a najlepszym przykładem był nasz mecz z Algierią, niewątpliwie jeden z najtrudniejszych jakie zagraliśmy w Brazylii. Finał też mógł się różnie ułożyć, gdyby Messi, Higuain czy Palacio wykorzystali swoje szanse.

- Po zdobyciu mistrzostwa gratulacje złożyli ci przyjaciele z Górnika Zabrze.

- Ten puchar jest także dla Polski. Tu się urodziłem, moje korzenie są przypominane przy różnych okazjach i ja się z tego cieszę. W Polsce zawsze byłem świetnie witany, na Facebooku dostaję mnóstwo życzeń od polskich fanów. Zreszą, do Polski mogę przyjechać szybciej niż się niektórym wydaje. Planuję wizytę na poniedziałkowym meczu Górnika, choć to jeszcze nie przesądzone. Prędzej czy później jednak się pojawię, jako mistrz świata. Być może dla mnie to była ostatnia szansa na zdobycie tytułu, bo w 2018 roku będę miał 33 lata i nie wiem czy pojadę na mundial do Rosji. W Brazylii zagrałem tylko dwa mecze, trener miał inną taktykę, w zasadzie graliśmy bez boków. Nie obrażam się jednak, od 10 lat pomagałem tej drużynie. Mój bilans na mundialach? Dwa trzecie miejsca i jedno pierwsze. Tego nikt mi nie odbierze.

- Wracając jeszcze na chwilę do tych wszystkich imprez. Świat obiegło twoje zdjęcie za sterami samolotu, którym wracaliście z Brazylii. Piloci pozwolili?

- Pozwolili, bo wiadomo, że mistrzowi świata pozwala się na więcej (śmiech). Ale tak na serio, to od razu zaznaczam, że puchar świata w żaden sposób mnie nie zmieni. To będzie ten sam Łukasz Podolski, normalny, otwarty, mający dobre relacje i w Polsce i w Niemczech.

Zobacz także: Tak Niemcy świętowali wywalczenie Pucharu Świata w Berlinie [ZDJĘCIA]

- Ciągnąc jeszcze wątek samolotu. Domyślam się, że na pokładzie była duuuuża impreza.

- Właśnie nie do końca. Zobacz ile my tam czasu ze sobą spędziliśmy. W sumie 8 tygodni na zgrupowaniach i na mistrzostwach. Po takim czasie można się już sobą nasycić. Dlatego nie było tak, że na pokładzie trwała jakaś wielka impreza, tym bardziej, że wiedzieliśmy przecież, że po wylądowaniu czeka nas święto z kibicami.

- W październiku gracie mecz w Warszawie, z Polską. Nie brakuje u nas głosów, że zrobicie z nami to, co z Brazylią...

- Bez przesady, każdy mecz jest inny. To co się stało w półfinale mistrzostw świata, może się już długo nie powtórzyć. A może to Polska jest faworytem meczu z Niemcami?

- Bez żartów...

- Mundial już za nami, teraz zaczynamy od zera, podobnie jak Polska. Nigdy nie wiesz jak dane spotkanie się ułoży. Jedno co wiem: takie mistrzostwa świata to mordercza impreza, również pod względem mentalnym. Bo to nie jest liga, gdzie możesz zagrać pierwszych pięć meczów słabo, potem sobie kogoś dokupisz i na finiszu możesz odrobić straty. Mundial nie pozwala ci zasnąć na boisku ani na moment. Najpierw faza grupowa, gdzie każdy chce ci wyrwać punkty, a potem każdy mecz jest finałem, bo alby my, albo oni. Ale za to końcowy sukces tak wspaniale smakuje.

- Wszystkim nam te mistrzostwa bardzo się podobały. A jak ty je oceniasz od środka?

- Były wspaniałe. Powierzenie tej imprezy Brazylii okazało się cudownym pomysłem. To kraj, w którym ludzie mają piłkę w sercu. Czuło się to na każdym kroku. Moje wspomnienia stamtąd, i to we wszystkich aspektach, są po prostu rewelacyjne.

ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail

Najnowsze